Tagi

7594401.3.jpg

To nie będzie jakaś tasiemcowa recenzja – bo i film długością nie grzeszy, godzina osiemnaście to skromniusio jak na tzw pełny metraż.
A poważniej – chyba nie jest to produkcja, która wywołała by we mnie burzę myśli, rzekę skojarzeń czy kosmos kontrowersji, tym bardziej – ocean zachwytów… nie, żadnych szalonych uniesień, nawet cienia ekstazy czy olśnienia – więc nie zanosi się na potok słów, przy pomocy których przelewałabym to wszystko na klawiaturę.
No ok, historyjka jakich oglądałam dziesiątki, powrót w przeszłość, poszukiwanie korzeni, prawdy i sprawiedliwości.
Realia sprzed lat odtworzone wiernie, klimat oddany wzorowo – tu plus, jak najbardziej.
Czarno-białe zdjęcia doskonale komponują się z tą atmosferą sprzed lat a sposób filmowania zdecydowanie nawiązuje do starej polskiej szkoły filmowej.
Jak przeczytałam na filmwebie niektóre kadry naśladują wręcz sceny z „Matki Joanny od Aniołów” czy innych klasyków polskiego kina – i tu się zgodzę, chwilami ma się wrażenie, iż film nakręcono w latach 50 czy 60tych, obraz jest na wskroś archaiczny, ale czy to zaleta?
Mamy też 2 główne role kobiece i film tyczy w zasadzie rodzącej się między nimi więzi, wspólnych działań, które tę więź budują.
Natomiast moim zdaniem nie widać w ukazanej historii przenikających się postaw życiowych czy poglądów, bardzo przecież różnych, a jeśli – te próby są słabe i rzadkie.
Może, w jakimś sensie, temu „przenikaniu” ulegnie Ida, przesuwając termin swoich ślubów i próbując cielesnej miłości….. pewnie z podobnego powodu druga z bohaterek zrobi to, co zrobi, natomiast nic z tego, co dzieje się w filmie, żadne wydarzenie czy rozmowa nie uzasadniają tego w pełni.
Celowo użyłam słów „może” i „zapewne” – ponieważ film nie daje IMO jednoznacznej odpowiedzi czy wskazówek.
Powiecie może – że siłą tego filmu jest powolne tempo, są niedopowiedzenia, i to, co dzieje się jakby w tle, poza kadrem, coś, czego nie pokazano wyraźnie i dobitnie a inteligentny widz powinien się domyślić.
Ja powiem, że temat ukazano powierzchownie i niezbyt przekonująco i że to także wada filmu, nie zaleta.
No i zarzut główny, techniczny – ale praktycznie uniemożliwiający obejrzenie filmu w warunkach domowych, bez słuchawek i oceanu cierpliwości.
Dialogi nagrano znacznie, znacznie ciszej niż dźwięki tła (odgłosy ulicy, samochodów, instrumentów, trzaskanie drzwiami itepe)
Nie uwierzycie, ale z tego powodu przymierzałam się do projekcji 3 razy i wymiękałam, bo co chwilę musiałam „cofać taśmę”, by po podkręceniu potencjometru usłyszeć dialogi i z drugiej strony co chwilę podskakiwałam z przerażenia, kiedy huknął mi warkot silnika czy muzyczny ansambl.
W końcu zdecydowałam się obejrzeć „Idę” wczoraj o 19tej, w porze dla mnie kompletnie nietypowej, ale przynajmniej wtedy nie narażałam sąsiadów na przerywanie ciszy nocnej wybuchami dźwięku.
Obejrzeć oczywiście z pilotem głośności w łapie.
I nie uwierzycie – nawet to nie zawsze pomagało, ze względu na fatalną dykcję Agaty Kuleszy, dobra, wiem, pokazywała emocje i targające nią uczucia – ale czemu do diaska mamrotała przy tym pod nosem? Kilka scen musiałam powtórzyć po 4 razy z pokrętłem na full, żeby zrozumieć słowa, które szemrząc zamierały na jej ustach….
Natomiast gdy słyszę, że „Ida” jest antypolska, że ten Oscar to wynik jakiegoś spisku czy wygranej jednego lobby z drugim, to nóż mi się w kieszeni otwiera.
„Ida” nawiązuje do faktów, które oczywiście miały miejsce w rzeczywistości, nasza historia ma także swoją niechlubną stronę i krzyk o to, że film pokazuje akurat tę a nie inną, krzyk z przeliczaniem tych dobrych i tych złych plus spiskowa analiza tych rachunków – wszystko to wydaje mi się tak durne, że aż witki opadają.
Wybielanie i przekłamywanie przeszłości, stawianie jej na piedestale z definicji i nieumiejętność rzetelnej oceny faktów nigdy dobrych rezultatów nie przyniosło, znacznie więcej wartości zawiera w sobie chłodny dystans połączony z rzetelną uczciwością i zwykłą ludzką sprawiedliwością.
Chwała więc „Idzie” za tę uczciwość i odwagę sięgnięcia po temat wstydliwy i bolesny, bez fałszu i kręcenia, bez owijania w bawełnę, bez uprzedzeń.
I kiedy o tym myślę, przychodzi mi do głowy, że może także i tę uczciwość, odwagę oraz dystans do przeszłości nagrodziła Akademia.
Może dostrzegła w tej skromnej i wyciszonej etiudzie coś, czego ja, przyzwyczajona do amerykańskich wypasionych produkcji zobaczyć i docenić nie potrafię.
Pewności nie mam, ale film polecam gorąco, mimo wszystko polecam, zobaczcie i oceńcie go sami.