Będzie w punktach, jestem umęczona i chyba wciąż nie zdążyłam wytrzeźwieć 😛
Ile razy grzecznie truchtałam do baru po piwo (Cerny Kozel wymiata!!!!) to jakieś niedobre ludzie łapały mnie w locie, no i wiadomo, nie ma to tamto, bania jest bania, trza wypić.
A banieczki zwodnicze, pyszniutkie, mniaaam słodziusie, a co robią z mózgu wie każdy powyżej gimnazjum, co dopiero taka doświadczona baba jak ja.
Ale cóż z doświadczenia, jak głos rozsądku szans nie ma, nie przebije się, nie wygra z duszą imprezowicza.
Bo chociaż wiek dla mnie to wyłącznie jakaś tam liczba, a urodziny tak naprawdę to tylko data, nic więcej – to ja, przyznaję się bez bicia, ja kocham imprezy 🙂 Uwielbiam się bawić, tańczyć, szaleć pod sceną, wygłupiać, gadać ze znajomymi i nieznajomymi, inicjować i brać udział w jakiś szalonych, kosmicznych sytuacjach… a w urodziny dodatkowo jestem najważniejszą osobą na tej imprezie 😉 i kocham prezenty 😉
A poważniej: te wzruszające momenty, gdy wszyscy stoicie dokoła z uśmiechami i życzliwością na waszych kochanych buźkach, gdy szczerze ściskacie i wiem, że wszelkie życzenia to nie wyklepana formułka, że naprawdę mnie lubicie, choć jestem nieźle walnięta i wciąż popełniam jakieś gafy, gdy słyszę ten radosny chór „sto lat”, tak potężny, że aż wiatr na Błoniach zawraca – to czuję się prawdziwie szczęśliwa.
Gdy wciąż otrzymuję dowody na to, że jestem dla Was ważna, moje zdrowie i moje sprawy mocno Was obchodzą, gdy staracie się mnie rozumieć i zawsze wspieracie, służycie radą, gdy poproszę, a pomocą – nawet bez proszenia 🙂
Mam nadzieję, że w mojej relacji z tej urodzinowej nocy uda mi się zawrzeć całą tę moją radość.
Więc było grubo 😀
Co tu dużo gadać – grubo i tyle 😀
Ale od początku, czyli co było najsuper:
Miejscówka ❤
Atmosfera ❤
Tak jak lubię, bez napinki i elegancji starszej pani, którą nie jestem i nigdy nie będę, tak mi dopomóż, Szmatanie mój, metalowo-gotycki 😛
złap go za cycka, no złap!!!!! 😛
😛 😛 😛 😛 😛 😛
Ciepło, przytulnie, swojsko, browarki, szociki i inne pyszności ❤
A Żołnierz to najbardziej na świecie gościnny miejscówkowy właściciel, kontaktowy, bezproblemowy i wyrozumiały, wszystko z nim załatwisz, dogadasz, luz.
To lubię ❤
Na początek – koncert, najlepsza niespodzianka, wyszalałam się jak dzika, a życzenia ze sceny mnie po prostu rozczuliły 🙂
Kocham Was, chłopaki \m/
A niżej trochę fotek na dowód, że aparat nie nadążał za moją wirującą fryzurą 😛
Nadejszła wiekopomna chwila … miałam nie płakać, ale parę łez mi poleciało 🙂 Bo jak tu się nie wzruszać, gdy to „sto lat” i wasze gorące serduszka i wiatr od Błoń i cała knajpa jest nasza 😉
tu dmucham 😀
tu sprawdzam palcyma, czy dobrze dmuchnęłam 😛
i nieustająco powstrzymuję łzy ❤
A głównym przebojem imprezy (prócz tej uroczej korony, czy tiary, od Lukra) było to, że w emocjach i stresie zapomniałam o okularach. Uzmysłowiłam to sobie wychodząc, ale już na zewnątrz, podczas walki z zasuwą, zamykającą bramę kamienicy. Mogłam jeszcze zawrócić, pokonując jeszcze raz wszystkie skoble i zatrzaski, te w drzwiach mieszkania także, ale Deith już czekał…)
Więc całą imprezę oglądałam w mniej więcej takiej ostrości, jak tu na fotce, usiłując rozczytać karteczkę urodzinową, z dzikim wytrzeszczem oczu 😛
wyżej: moje dziecko nakłada sobie pysznej sałatki 😛
I przypomła mi się akcja: gadam z Łukaszem M. coś wspominam o synu, a tu zdziwienie, jak to, gdzie Twój syn? Ty masz w ogóle jakiegoś syna? Krztusząc się ze śmiechu, że tyle lat znajomości a on tego nie wie, poczekaj, mówię, zaraz go tu ściągnę, to się poznacie…
– Nieee, nie rób mu siary, no weźźźźź…
– Jaka siara, jaka siara, on tu z radością przytruchta i się przedstawi – i po pięciu sekundach przyprowadzam Grześka, który z mety wypala, uśmiechając się niewinnie „cześć, ta oto kobieta zapłaciła mi właśnie stówkę, żebym udawał jej syna…” 😛
wyżej – ja z Grześkiem, musicie uwierzyć na słowo 😛
I kolejna urodzinowa akcja, foty w diademie, czyli królowa jest tylko jedna, albo jednak kurwa nie 😛
😀 😀 😀 😀 😀
😀 😀 😀
Najwięksiejsze podzięki są dla Belit i Ekipy Wspomagającej 🙂
Za przygotowanie i ogarnięcie całej machiny imprezowej od początku do końca, za talerzyki, sztućce, sałatki i czy na talerzykach aby nie pusto.
Za pilnowanie spraw na bieżąco i co bym nie zostawiła żadnego z góry prezentów (wszystko doniosłam do domu)
Plasiam, nie wiem, kto był autorem muffinek, podobno były przepyszne – tak że dzięęęękiiii!!!!!
Ogromniaste dzięki, Deith, za zaofiarowanie się z podwózką ❤ za dzielne focenie ❤ i za rozmowy ❤
Dzięki Wam wszystkim, za pamięć, ciepło, za przyjaźń, za Waszą serdeczność, prezenty i cały ten boski wieczór ❤
I za Therionowy finał także ❤