• blog
    • blog – spis treści
  • wiersze
    • wiersze – spis treści
  • proza
    • proza spis treści
  • felietony
    • felietony – spis treści
  • filmy
    • filmy – spis treści
  • muzyczne
    • muzyczne – spis treści
  • płyty
    • płyty – spis treści
  • wywiady
    • wywiady – spis treści
  • imprezy
    • imprezy – spis treści
  • koncerty
    • koncerty – spis treści
  • knajpy
    • knajpy – spis treści
  • cytaty
    • cytaty – spis treści.
  • zdjęcia
    • zdjęcia – spis treści
  • Bajuchy do poduchy
  • Sklepy
    • sklepy – spis treści
  • Odpały
  • Prace ręczne
    • Prace ręczne – spis treści.
  • Porcelana.

drzoanna

drzoanna

Category Archives: Odpały

„Yuppi Du”

27 Piątek Sty 2017

Posted by drzoanna in Odpały

≈ Dodaj komentarz

Tagi

"Yuppi Du"

Odpały – czyli z dupy  😉
Odpały – czyli kategoria, w której się tłumaczę skąd i dlaczego  🙂
W której będę prezentować kawałki z czapy – tak tylko trochę, albo absolutnie i do końca.
Kawałki pojebane, dziwne, odjechane – albo zupełnie zwyczajne czy popowe, w których doszukałam się drugiego i trzeciego dna, słuchając których czuję znacznie więcej, niż „mieli na myśli” ich autorzy czy wykonawcy. Kawałki – które trafiły w jakiś czuły mój punkt, odnalazły jakąś część mnie, w którą się wpasowały jak puzzel wygrzebany spod szafy.
W jakimś sensie takim utworem jest „Sebastian”  Cocney Rebel,  utwór, o którym obszernie pisałam w
„Dear Steve Harley!”   https://drzoanna.wordpress.com/2016/11/27/dear-steve-harley/
Ale oczywiście podobnych mu jest więcej.
Żeby przybliżyć Wam sprawę jeszcze mocniej – zacytuję mądrzejszych od siebie.
W którejś ze swoich prac poświęconych symbolowi, Mircea Eliade wspomina o muzyce, która zdolna jest – parafrazując – „przypomnieć nam o czymś ważnym i zdawałoby się dawno już zapomnianym. To wspomnienie, zawarte czasem nawet w płochych nastrojowo popularnych piosenkach sprawia, że stajemy zasłuchani – a niekiedy też w naszych oczach pojawiają się łzy”…  (z wavepressblog.com)
A Piotr Bratkowski w jednym z felietonów z lat 80tych ujął myśl Eliade w taki sposób:
„nawet w melodii najbardziej błahego szlagieru jesteśmy w stanie usłyszeć coś, co wywołuje w nas żal egzystencjalny, tęsknotę za czymś, czym moglibyśmy się stać, gdybyśmy nie stali się tym, czym jesteśmy.”
Nie wiem, jak z tym moim bólem egzystencjalnym – ale faktem jest, że niektóre utwory, „piosenki” czy nawet „pioseneczki”,  błahe do granic, potrafią obudzić w nas coś specjalnego,  w jakiś tajemniczy sposób sprawić, że pomyślimy „to o mnie”, „to moja historia”.
Czasem mimo obcojęzycznego tekstu, z którego nie zrozumiemy ni słowa – sama melodia, prosta i głupiutka swoim dotykiem sprawi, że bez wyraźnego powodu oczy nam zwilgotnieją.
Powiem szczerze – nie mam pojęcia, co takiego jest w utworze, którego nawet tytuł jest głupawy.
Co to  w ogóle do cholery znaczy, to „Yuppi du”?
Jakaś totalna bzdura, bzdurka nawet – co nie?
A ja od lat słucham tego i czuję jakąś tajemniczą, zupełnie niezrozumiałą moc przekazu, silne emocje i wzruszenie.

Ok, dziś odszukałam w necie słowa i ich tłumaczenie na polski. Tłumaczenie Wam daruję, bo tekst prościusi, naiwny do bólu, ale jak się okazało  – w moim przypadku rozumienie go nie było konieczne. Coś w sposobie jego podawania jest tak mocnego, tak szczerego, tak uderzająco prostodusznego, że przekaz dotarł do mnie mimo wszystko. Przesłanie odnalazło do mnie drogę wcześniej, zanim poznałam tekst, zanim zrozumiałam słowa.

Yuppi du yuppi du yuppi du
Yuppi du-i-du yuppi du
Yuppi du yuppi du yuppi du
Yuppi du-i-du yuppi du ….

There’s a fragrance of love in the air
It’s penetrating far deep in my heart
And the star it was reborn in the sky
And it died the day she went away

Yuppi du yuppi du yuppi du
Yuppi du-i-du yuppi du
Yuppi du yuppi du yuppi du
Yuppi du-i-du yuppi du

I feel the sound of a thousand colours
Which paints this scene this act of love
I hear the music that comes from the water
That rises from bowels of the earth

Yuppi du yuppi du yuppi du
Yuppi du-i-du yuppi du
Yuppi du yuppi du yuppi du
Yuppi du-i-du yuppi du

Now before me a cemetery do I see
Where all the arms of war are buried deep
And from the heavens descends a grand feast
Where all the nations of the world are united

Yuppi du yuppi du yuppi du
Yuppi du-i-du yuppi du
Yuppi du yuppi du yuppi du
Yuppi du-i-du yuppi du

Aaah … – yuppi du – yuppi du yuppi du

Minęło więc 40 lat i wreszcie wiem, „o czym tam śpiewają”.
Ale i tak…
Ale czy z tą wiedzą, czy bez niej – nieustająco czuję to samo.
Ja, pół-metalówa i pół-gotka, wzruszam się słuchając włoskiego duetu Adriano Celentano i Claudii Mori z czasów mojej młodości.
„Yuppi du” porusza mnie do głębi.
Może dlatego, że słuchając tego wyrazistego wykonania wyobrażam sobie, niemal słyszę wersję metalową utworu, od power po doom czy nawet black… czuję ten niesamowity potencjał zawarty w melodii i rytmie, dostrzegam, wyłapuję i doznaję, odnajduję w tej piosence znacznie więcej, niż umieścili w niej jej autorzy.
Wyobrażam sobie tę kompozycję w zupełnie innym wydaniu, z dwukrotnie zwolnionym tempem, z growlem czy screamem.
„Słyszę” ją w zupełnie innych aranżacjach, czasem w bardzo rozbudowanych, czasem w ascetycznie oszczędnych.
Ale zaraz….może ktoś już wpadł na ten pomysł?
No i w tym momencie pisania, szukając na YT coverów „Yuppi du” natrafiam na… film pod tym samym tytułem.
Wow.
Pojęcia bladego nie miałam…


http://www.filmweb.pl/film/Yuppi+du-1975-115540

I nagle okazuje się, że opisywana przeze mnie kompozycja pochodzi ze ścieżki dźwiękowej, a dokładnie pojawia się w finale filmu, pod napisy końcowe.
Pobieżne przeszukiwanie neta przekonało mnie – że film jest równie pojebany, co piosenka  😉
Już sama próba  kwalifikacji gatunkowej dziełka przysparza trudności – jedni przychylają się ku komedii, inni upierają przy dramacie, nawet melodramacie z tragedią w tle.
Jedno jest pewne – Adriano Celentano jest współautorem scenariusza, reżyserem, autorem muzyki i odtwórcą głównej roli.
A historia wygląda na szalenie romantyczną – mamy więc bohatera pełnego idealistycznych przekonań w zderzeniu z okrucieństwem świata, uosabianym przez fałszywe kobiety. Tak więc – miłość idealna kontra żądza pieniądza – wszystko w pięknych wnętrzach i kostiumach.  Całość to chwilami niewinna komedia, pełna sytuacyjnych żartów, zanurzona w surrealistycznym sosie aż po klimat absurdu,  jednak mamy też momenty dramatyczne –  samobójstwo (później się okaże, że pozorowane) i cierpienie z powodu straty… mamy też (podobno) scenę gwałtu w zwolnionym tempie – wśród braw licznej widowni.

Dla porządku dodam, że film miał nominację do nagrody głównej festiwalu filmowego w Cannes w 1975 roku, a wcześniej odniósł ogromny sukces, stając się jedną z najbardziej kasowych pozycji sezonu 1974/75.

W 2008 roku w na 65. Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Wenecji został zaprezentowany ponownie,  poza konkursem, w  wersji „odnowionej” –  częściowo przemontowanej, z licznymi zmianami zarówno w warstwie obrazu jak i dźwięku, znacznie skrócony – ze 125 minut do 105. Wkrótce po tym ta odrestaurowana wersja została wydana na DVD.
Na YT ( i w innych miejscach sieci) odnalazłam szalenie obcojęzyczną kłótnię o to, jak bardzo ta odrestaurowana wersja bardzo różni się od oryginału i jest kompletnie do kitu.
Szukam więc dwugodzinnego oryginału, ale jest raczej nie do zdobycia  – sam Celentano zabronił wydawać go na VHS.
Jedyna szansa to odnalezienie jakiegoś pirata, bo puściła go włoska Jedynka i 3 razy prezentował go Channel 5, jednak miało to miejsce w latach 80/90, i niestety żaden z wyszperanych przeze mnie linków nie działa…
Ok, ale spróbujmy tego skróconego wydania, w końcu linkowany w wiki art przekonuje – że skróty są przemyślane i zamierzone, a nowe wydanie – doskonalsze i bardziej na czasie (cokolwiek to znaczy)Zdecydowałam się na obejrzenie, a żeby dodać surrealizmu wybrałam wersję z jakiejś rosyjskojęzycznej platformy filmowej. Obraz ma znacznie lepszą jakość, niż film dostępny na YT, a dodatkowym, surrealistycznym smaczkiem natomiast jest lektor, oczywiście po rosyjsku   😀
No co, z dialogów włoskich zrozumiałabym niewiele, a  tu już parę razy śmiechłam  😛
(linka nie wkleję, bo mi zamkną bloga :p  )

No i poddaję się po 17 minutach.
Fakt, było i pięknie i dziwnie. Już podczas początkowych napisów wybałuszyłam gały, gdy główny bohater, w łodzi powoli tonącej w brudnych wodach weneckiego kanału – zaczął wykonywać jakieś idiotyczne podrygi, jakby zanurzając się głębiej i głębiej tańczył techno… były też szeroko dyskutowane w necie dialogi z „offu” – tak, jakbyśmy słyszeli,  jak bohaterzy porozumiewają się telepatycznie… podczas ślubu głównego bohatera –  ni z tego, ni z owego, z  zakrystii wyjechał na wózku przedziwnej konstrukcji jakiś żebrak z drewnianą nogą, a wśród eleganckich, wiktoriańskich gości co rusz pojawiały się jakieś śmierdzące obdartusy… płaszczyzny czasowe zmieniały się tak płynnie, że co chwila się gubiłam w rozwoju fabuły.

Więc co – jednak zramolały gniot?
Czy po prostu byłam zmęczona?
Dobra, jestem twardym zawodnikiem i próbuję raz jeszcze.
I przez kolejne 17 minut traktuję fabułę poważnie, by zaraz potem siedzieć z opadem szczęki i wytrzeszczem ślepiów z powodu niekontrolowanej i absolutnie niezrozumiałej rozpierduchy, która dzieje się na ekranie monitora, rozpierduchy wizji i fonii. Przedziwne efekty kolorystyczne, przesunięcia barw, nakładanie się obrazów, cykliczne powtarzanie ujęć pod muzyczne umca umca i finałową grupową sceną baletowo-taneczną wywołują osłupienie i jedno wielkie „aleosochodzi”… choć parę trików wizualno-dźwiękowych fajnych  🙂
W połowie filmu jednak mam dość, już tak konkretnie dość.
Jeśli macie więcej samozaparcia – ok, trzymam kciuki, próbujcie.
Do mnie takie kino nie przemawia, taki sposób opowiadania historii mnie męczy, budzi zniecierpliwienie i bunt.
Mam wrażenie – że taka estetyka się zestarzała, i poza momentami naprawdę interesującymi jest archaiczna i niestrawna.
Pozostanę więc w nieświadomości pełnego kontekstu piosenki Adriano Celentano, pewna jednak co do jednej kwestii – uroda filmu zwietrzała i przekwitła, piosenki – nie.
Moim zdaniem utwór wciąż opiera się działaniu czasu.

PS. Myślę, że w tej kategorii będzie się pojawiać nie tylko pojechana muzyka, ale i przedstawiciele innych gatunków sztuk wszelakich, które uda mi się upchnąć w szufladce o nazwie „odpały”   🙂

Reklamy

Blog na WordPress.com.

Prywatność i pliki cookies: Ta witryna wykorzystuje pliki cookies. Kontynuując przeglądanie tej witryny, zgadzasz się na ich użycie. Aby dowiedzieć się więcej, a także jak kontrolować pliki cookies, przejdź na tą stronę: Polityka cookies