• blog
    • blog – spis treści
  • wiersze
    • wiersze – spis treści
  • proza
    • proza spis treści
  • felietony
    • felietony – spis treści
  • filmy
    • filmy – spis treści
  • muzyczne
    • muzyczne – spis treści
  • płyty
    • płyty – spis treści
  • wywiady
    • wywiady – spis treści
  • imprezy
    • imprezy – spis treści
  • koncerty
    • koncerty – spis treści
  • knajpy
    • knajpy – spis treści
  • cytaty
    • cytaty – spis treści.
  • zdjęcia
    • zdjęcia – spis treści
  • Bajuchy do poduchy
  • Sklepy
    • sklepy – spis treści
  • Odpały
  • Prace ręczne
    • Prace ręczne – spis treści.
  • Porcelana.

drzoanna

drzoanna

Category Archives: proza

Sen o statystyce.

28 Środa List 2018

Posted by drzoanna in proza

≈ Dodaj komentarz

Tagi

Sen o statystyce.

Mam wrażenie, że dawno nie opowiadałam wam swoich snów, najwyższy więc czas nadrobić zaległości.
Ten dzisiejszy mogłabym w zasadzie nazwać koszmarem, sięgał bowiem do moich najskrytszych fobii i najgłębszych lęków, do tego przed kompromitacją i wyśmianiem najmocniej.
Po przebudzeniu długo jeszcze siedziałam na łóżku zdezorientowana i półprzytomna, nie mając pewności, czy sen się wreszcie skończył, czy udało mi się wrócić do rzeczywistości, a chwilę temu przeżywane wydarzenia wciąż kłębiły się w moich myślach i przed moimi oczami.
Śniło mi się, że Kuba, mój serdeczny kumpel, były uczeń i trzon  grupy Open Access, wymógł na mnie matematyczną pomoc dla grupy swoich koleżanek, studiujących statystykę.
Miałam opory – bo raz, że w ciągłym niedoczasie, dwa – statystyka to zupełnie nie moja bajka.
Zgadza się, pisałam magisterkę z procesów stochastycznych, ale już na pół wieku przed poznaniem tekstów Janiny Daily doskonale wiedziałam, że moje pojęcie o tej obszernej i niełatwej dziedzinie wiedzy jest mniej więcej zerowe, nie mam więc zamiaru się wygłupiać. Kubuś zapewniał jednak, że chodzi o rozwiązywanie zadań, konkretniej nawet – jedynie o podstawianie do wzoru i że z tym podstawianiem danych dziewczyny mają problemy. Że po prostu nie potrafią przekształcać wzoru i przeliczać jednostek, tyle. Kusił więc łatwym zarobkiem i to zwielokrotnionym, bo na zajęcia ze mną wybierało się paręnaście osób.
Może w realu coś by mnie tknęło, że o co chodzi z tymi jednostkami i w ogóle, ale we śnie nie tknęło.
Z tak dużą ilością osób nie mogłam spotkać się w domu, Kuba zorganizował więc jakąś salę na uczelni.
Zaczęło się już w momencie otwarcia prowadzących do niej drzwi, powitał mnie bowiem stłumiony chichot i szmer rozbawionych szeptów.
Jakżeby inaczej, skoro wkroczyłam tam w swojej pełnej gotyckiej stylizacji, na szczęście bez wachlarza, ale tiule, koronki, tiszert z Lacrimosą i torebusia sznurowana jak gorset wystarczyły.
W ławkach siedziała grupa starszych pań w gładkich sukienkach albo eleganckich beżowych kostiumikach, z notatnikami w rękach i kpiną w oczach.
Mimo to przywitałam się spokojnie i grzecznie – odpowiedziało mi wrogie milczenie.
Niezrażona zapytałam, z czym mają problemy i o co generalnie chodzi.
Szepty zamieniły się w grom oburzenia, który przetoczył się od okien po drzwi i nieco przycichł, ale to tu, to tam zaczęły się odzywać pełne pretensji głosy, że jak to, przyszłyśmy na wykład i wykładu oczekujemy.
Wykładu.
Ze statystyki.
Ze mną w roli wykładowcy.
No, kurwa, super.  😛
Wciąż spokojnie, choć wkurw we mnie wzbierał (we śnie, jak widać, wkurwiam się podobnie łatwo, jak w realu) zaczęłam tłumaczyć, że nastąpiła pomyłka, zaangażowano mnie do czegoś innego i jeśli panie nie są tym zainteresowane, to po prostu pożegnajmy się, jak kulturalni ludzie i po ptokach.
Oburzenie pań znowu dało znać o sobie w postaci licznych okrzyków w rodzaju „no jeszcze czego!!!!”, „akurat!!!” „coś podobnego!!!” „skandal!!!” i szyderczego śmiechu.
Nadal na zewnątrz spokojna poprosiłam o przytoczenie wzoru, z którym podobno panie mają trudności, może od tego zaczniemy, może chociaż tu uda mi się rozwiać wątpliwości i wyjaśnić problem.
Wrzawa znowu się podniosła, że jak to, nie znam wzoru Bolzano-Weiestrassa-Grubera (jakoś tak to we śnie brzmiało, na oko) i kogo nam ten Kuba przysłał…
– Prościej i szybciej będzie, jeśli któraś z Pań mi ten wzór napisze, zaraz się za niego weźmiemy.
Jakieś babsko z krzywym uśmieszkiem wysmarowało na pół tablicy równanie, najeżone podwójnymi indeksami, pełne ułamków, nawiasów, silni i symboli Newtona, ale nawet we śnie zauważyłam, że da się bez problemu jego zapis uprościć i zaczęłam to robić, kiedy zza moich pleców znowu dobiegł dziki rejwach i drwiące śmiechy.
Że co ja robię, że to należy liczyć całką po łuku, żadnych przekształceń, niech mnie bóg broni.
We śnie użyłam swojego ulubionego porównawnia, że używać do tego całki to jak strzelać z armaty do komara, ale nie zrobiło to na paniach wrażenia.
Ma być całką, bo tak.
Przekonywałam, że czegokolwiek chcielibyśmy tutaj użyć, to i tak należy zapis uprościć, choćby ułamki poskracać, no ludzieeee…. w takich warunkach nawet różdżka czarodziejska nie zadziała.
Jednak mój żarcik z różdżką także nie podziałał.
Panie za cholerę nie chciały mnie słuchać, nie interesowało ich, co mam do powiedzenia i pokazania, upierały się przy armacie.
Któraś rzuciła drwiąco, że może skoro NIE UMIEM CAŁEK to może uda mi się rozwikłać i wyjaśnić im zasady konstrukcji pewnej tabelki ze skryptu, o, tej (tu wręczono mi świstek z wybazgrolonymi danymi, wpisanymi w kolumny i wiersze.)
Dobra, zaczęłam od równoległych, pionowych linii tabelki, ale już po trzech czy czterech przerwała mi wrzawa, szydercze śmiechy i pojedyncze okrzyki „co ona robi!!!”, „Ha ha ha no pięknie!!!!” „Jaki obciach!!!!” i tym podobne.
Zwróciłam się do najbliżej siedzącej – co wg niej robię nie tak, to rozbawiło ją jeszcze mocniej, ale gdy naciskałam – wycedziła ze złośliwym uśmieszkiem, że skoro nie widzę błędu, to chyba jestem inteligentna inaczej.
Stałam przed sala pełną duszących się ze śmiechu kobiet, słuchałam kpinek i docinków z kompletną pustką w głowie, aż któraś ulitowawszy się wyjaśniła, że przecież najpierw należy narysować linie poziome, każdy głupi wie, że to od poziomych linii zaczynamy rysować tabelki.
I w tym momencie dotarło do mnie, że to sen.
Ta sytuacja była tak idiotyczna, tak kretyńska i bez sensu – że niemożliwa w realu (chociaż, jak się teraz zastanawiam, to wziąwszy pod uwagę nie tak dawne słowa i zachowania niektórych polityków, ekhem, nic, nic… 😛 )
Nie wiem, jak jest z tym u was, ale odkrycie podczas snu, że się śni – zdarzało mi się niezwykle często w dzieciństwie. Zwykle, dla zabawy i z ciekawości, jak fabuła snu sobie z tym fantem poradzi – robiłam we śnie coś durnego, zatrzymywałam się na ruchliwej jezdni czy wykonywałam malowniczy skok z dachu.
Jednak tym razem po prostu chciałam się obudzić, przerwać ten festiwal szydery i poniżania, jaki urządziły mi panie.
Zazwyczaj wystarczało z całej siły otworzyć oczy, rozewrzeć powieki najmocniej jak się da, zazwyczaj to skutkowało i choć otwierałam oczy we śnie – to rzeczywiście się budziłam.
Ale w tym wypadku coś nie zaskoczyło, nie podziałało i choć wytrzeszczałam ślepia jak debil – nie budziłam się, sen wciąż trwał.
Kobiety, wśród totalnego rejwachu, kpin i szyderczego śmiechu zaczęły demonstracyjnie opuszczać salę.
Uznałam, że nawet we śnie należy regulować swoje rachunki i najbliższą z nich zagadnęłam o zapłatę, co skutkowało jeszcze większym tumultem i głośniejszym drwiącym śmiechem.
Zza drzwi dobiegł mnie głos Kuby, pełen skrępowania i zawstydzenia, rozpoznałam pojedyncze słowa i stało się dla mnie jasne, że przeprasza panie za moją kompromitację.
Z żalem i goryczą wyjaśniał, że zawsze mnie cenił i podziwiał, nigdy więc nie przypuszczał, że coś tak strasznego może się kiedykolwiek wydarzyć, że zrujnowało to jego wiarę we mnie, jako matematyka i totalnie załamało…
Wszedł, zanim zdążyłam przemyśleć kontrargumenty.
Nie patrząc mi w oczy wręczył mi szybko foliowy worek, czy raczej woreczek, pełen bilonu, większość dwudziesto- i pięćdziesięciogroszówek, dodając, że sory, ale tylko tyle udało mu się zebrać, panie są tak oburzone, że nie chcą dać nic więcej, uważając, że absolutnie żadna zapłata mi się nie należy, dodaje więc od siebie płytę Open Access i trochę materiałów promocyjnych.
Odwrócił się do drzwi i oddalił szybkim krokiem.
Wyszłam więc i ja, dzierżąc w łapach ten groteskowy utarg.
Na korytarzu kłębił się hałaśliwy tłumek, panie wciąż komentowały zajście, chichocząc albo śmiejąc się zupełnie otwarcie, mój widok spowodował jeszcze większe ożywienie i poziom zgiełku. Jedna z nich krzyknęła coś, prosto mi w twarz, łapiąc mnie przy tym za ramiona.
Dojrzałam otwarte na oścież okno, pomyślałam „kurde, przecież to sen!!!” i bez wysiłku wypchnęłam ją na zewnątrz.
Odniosłam wrażenie, że siedząc już na parapecie nadal się ze mnie śmieje i wręcz mi pomaga, przekładając nogi na drugą stronę, wychyliłam się więc i wyjrzałam za nią.
Szeroki chodnik pod oknem był jednak pusty, ale nie zdążyłam się nad tym zastanowić, bo poczułam na ramionach i tułowiu dziesiątki dłoni, pchnięcie – i niemal wyfrunęłam w ślad za swoją „ofiarą”.
Zdążyłam jeszcze pomyśleć „a, to tak skończy się ten sen” – i rzeczywiście się obudziłam.

 
PS.
Nie ma czegoś takiego, jak cytowane wyżej twierdzenie, taka nazwa mi się po prostu przyśniła 😛
Dwa – równanie było prościutkie, typu 3x + 7=12, tyle, że przyozdobiono je mnóstwem groźnie wyglądających dodatków.
Trzy – nie wyrzucam przez okno ludzi, którzy mnie wkurzą.
A przynajmniej niezbyt często.
😛
 

Reklamy
← Older posts

Stwórz darmową stronę albo bloga na WordPress.com.

Anuluj
Prywatność i pliki cookies: Ta witryna wykorzystuje pliki cookies. Kontynuując przeglądanie tej witryny, zgadzasz się na ich użycie. Aby dowiedzieć się więcej, a także jak kontrolować pliki cookies, przejdź na tą stronę: Polityka cookies