Tagi

Zaraz po zakończeniu radioterapii przypomniałam sobie, że mam kręgosłup szyjny.
A dokładnie – posiadam masę zwyrodnień, bloków kostnych, tu lordozę, tu skoliozę, jakieś uwypuklenia, zmienione wymiaru prześwitów, boldingi – generalnie strona A4 maczkiem z określeniami, które musiałabym sobie wygooglać… TK kręgosłupa wykonano jesienią 2018, potem była prywatna rehabilitacja, kupa kasy za tzw głębokie masaże, czyli terapię mięśniowo-powięziową i jakieś lampy plus specjalnie dobrane ćwiczenia – i „mi przeszło”. Owszem, ćwiczenia wykonywałam nadal, ale ostatniego roku, zajęta walką z rakiem – jakoś mniej się do nich przykładałam.

O całej sprawie przypomniały mi identyczne objawy, jak 2,5 roku temu – narastający ból okolic szyi i ramion, sztywność barków, trudności w poruszaniu głową i prawą ręką, choć i lewa szybko dołączyła, drętwienie dłoni… dziwne „przeskakiwanie” czegoś w ramieniu podczas podnoszenia ręki do góry i zaraz potem chwilowa utrata władzy w ręce… w nocy prawa ręka napierdalała równo, barki, ramiona, łokcie, czaszka także.
Ćwiczenia i profesjonalne masaże kompletnie nie pomagały… a w samiutkie moje urodziny zaczęły się zawroty głowy, los ma poczucie humoru, no naprawdę 😛
I to nie jakieś tam mroczki przed oczami, nie – że „mi słabo”, nic z tych rzeczy, to raczej uczucie, że coś mi się jakby „przelewa” w głowie, nagłe i ostre wirowanie całego świata (jak po karuzeli, tylko bardziej) z poczuciem, że bardzo szybko spadam, plus dezorientacja, utrata równowagi i władzy nad ciałem, czyli jeśli się czegoś nie złapię – to lecę w sposób totalnie przypadkowy – w bok, w dół… te fantastyczne objawy pojawiały się przy każdej próbie podniesienia się czy kładzenia do wyra, nawet przy obrocie z boku na bok… przy wychodzeniu z samochodu, przy próbie przepłukania gardła czy zakropienia oczu, gdy trza głowę odchylić do tyłu. Przy odchyleniu w dół także.
I gdy dłużej posiedzę przy kompie, nie robiąc sobie przerw. Po takim kilkusekundowym wirowaniu sytuacja powoli się uspokajała, czasem szybko, czasem po minucie czy trzech.
Rewelka, co nie?
Taka zajebista zima, a tu ani się poślizgać ani nic…. potańczyć też nie bardzo.
Wyjść do sklepu, ryzykując, że mnie zarzuci na jezdnię albo jebnę w śnieg?
I to nieustanne uczucie niepewności, lęk, że to wirowanie świata zaatakuje mnie znienacka, a ja stracę poczucie, gdzie góra a gdzie dół i polecę na pysk.
2 dni po pierwszych objawach pojawił się mój zaprzyjaźniony masażysta i ochoczo zaproponował pomoc.
Całe lata pracuje w Klinice Neurochirurgii, obecnie w Prokocimiu, i „załatwi” mi wizytę u lekarza od ręki, potrzebuję tylko skierowania od rodzinnej i natychmiast będę tam przyjęta.
Przedyktował mi tytuł skierowania i „dzwoń do rodzinnej, załatwiaj kobieto, a ze skierowaniem od razu do mnie”.
No i udało mi się umówić na teleporadę za 3 dni.
Doktor rodzinna dzwoni, ja wyłuszczam co i jak, pani doktor szczegółowo mnie przepytuje na okoliczność dolegliwości, potwierdza, że to chyba faktycznie kręgosłup szyjny, cieszy się, że mam szanse na tak szybką wizytę u neurologa, więc na razie nie będzie mi wypisywać żadnych leków, ale jakby sprawa się przedłużała, to mam dzwonić i od razu mi je wypisze, tyle, że jest inny problem.
Od jakiegoś czasu nie wystawia się już skierowań do poradni w konkretnym miejscu czy przy konkretnej klinice… w e-skierowaniu wpisuje się, jakiego typu poradnia (w moim przypadku – neurologiczna) i jaki lekarz (u mnie – neurolog) a pacjent sam sobie wydzwania po poradniach specjalistycznych i szuka takiej, która mu najbardziej odpowiada (najbliżej, najszybsze terminy przyjęcia itp)
Dostałam więc takie właśnie e-skierowanie i takie wieści przekazałam panu M. Pokręcił nosem, że niedobrze, nie takie to skierowanie miało być, a wszelkie moje tłumaczenia i cytowanie słów pani doktor natrafiały na odzew w rodzaju „no skądże, ma być do tej konkretnej poradni i już, przecież wiem, nie ucz ojca dzieci robić„.
Stanęło jednak na tym, że z moim peselem i kodem skierowania będzie działał i da znać, co zdziałał następnego dnia.
No i następnego dnia zaraz po 11tej budzi mnie telefon (choć kurna mówiłam, że źle sypiam, że po pierwszej pliiis) i zaczyna się.
Że konsultował się z zaprzyjaźnionym lekarzem, który przyjmuje co 2 tygodnie i znajdzie dla mnie termin dopiero w lutym, ale i tak muszę mieć inne skierowanie, bo to jest błędne, źle napisane i mam skontaktować się jeszcze raz z moją rodzinną i pouczyć ją, jak ma to skierowanie napisać.
Troszkę mnie przytkało i próbowałam delikatnie oponować, bo jakoś słabo się widziałam w roli pouczającej Panią Doktor z 20letnim doświadczeniem, jak ma pisać e-skierowania, ale pan M. podniósł głos o parę tonów, powtórzył swój wywód jeszcze raz, dodając, że jak będę mieć „odpowiednie” skierowanie to mam do niego zadzwonić, pokreślił, że to JA mam zadzwonić, bo on nie ma na to pieniędzy, nawet na smsy, nie ma na opłatę abonamentu i zaraz mu operator zablokuje numer… po tym wyznaniu zrobiło mi się trochę głupio, bo przecież nie masował mnie za free…
I tak skończyło się moje załatwianie neurologa „po znajomości” 😛
Zawroty głowy jednak nie ustępowały, trza było więc działać.
Dzwonię więc do mojej rodzinnej poradni i proszę o najbliższy możliwy kontakt z moją panią doktor, że tak się umówiłyśmy, gdyby był problem ze skierowaniem.
Szczęśliwie przyjmowała tego samego dnia po południu i trochę to było zabawne, bo o 16:30 miałam mieć kontrolne echo serca na Garncarskiej.
Zakładałam się więc z moją zaprzyjaźnioną sąsiadką, która mnie tam zawiozła i prowadziła pod rękę, jak 90latkę, że bankowo – raz, że glebnę, jak będę włazić na to łoże do USG, dwa – jak już tam będę leżeć – zadzwoni moja rodzinna.
Ale nie, jednak nie, nie glebnęłam, choć lojalnie ostrzegłam panią doktor wykonującą badanie, że mam problemy neurologiczne i „proszę mnie łapać, jak będę spadać” 😛
Mało tego – wyniki też były ok, żadnych sercowych zmian, chociaż jedna dobra wiadomość, kurwa 😛
A rodzinna zadzwoniła, gdy szłyśmy do samochodu, i była przekochana (ale może pani rozmawiać czy mam zadzwonić później?) wypisała mi leki (pewnie nie ma Pani długopisu pod ręką, to ja Pani wyślę kod recepty smsem).
Więc biorę te leki – ten na zawroty głowy da efekty dopiero po 2 tygodniach zażywania.
I od poniedziałku zaczynam wisieć na telefonie w poszukiwaniu szybkich terminów u neurologa, może karta DILO to przyśpieszy.
No i może nie ma nieszczęścia, że nie udało się „po znajomości”.
Bo ten Prokocim to kurna szczyt zadupia i jakby mi przyszło jeździć tam często, to na taksówki wydałabym miliony…

EDIT:
Właśnie udało mi się zarejestrować do neurologa na Szwedzką, to taki średni rzut beretem ode mnie i to już na najbliższy piątek. Miałabym wizytę dzień wcześniej, w czwartek, ale wtedy akurat czeka mnie pół dnia na Garncarskiej, wizyta kontrolna plus badania, zastrzyk herceptyny i kroplówka Osporilu i wyrobić się do neurologa nie byłoby szans.
Tak czy owak – niezwykle szybko.
No i wyobraźcie sobie, że skierowanie okazało się zupełnie OK 😛

A tu se możecie poczytać o historii tego TK w 2018, śmiesznie będzie 😀

https://drzoanna.wordpress.com/2018/08/24/kregoslupowa-zagadka/

https://drzoanna.wordpress.com/2018/10/07/co-u-mnie-i-w-ogole/