Tagi

,

plakatskouks.jpg

Gdybym miała wymienić piątkę swoich ulubionych reżyserów filmowych – na pewno znalazłby się wśród nich Pedro Almodovar.
Kto wie, czy nie wyprzedziłby Quentina Tarantino, Mike’a Leigh czy Christophera Nolana i o miejsce na podium walczyłby z braćmi Coen, panem G. de Toro i może Koreańczykami…. dobra, powiem krótko: nigdy, ale to nigdy nie zawiodłam się na żadnym z jego filmów.
Tak jak innym, wysoko cenionym reżyserom zdarzają się niedoróbki czy wręcz wpadki – Almodovarowi do tej pory jakoś się to nie udało 😉
Absolutnie każdy z jego obrazów wgniatał mnie w fotel – a przynajmniej śledziłam rozwój akcji z otwartym pyskiem i wypiekami na policzkach.
Nie inaczej było wczoraj ze „Skórą, w której żyję”.

http://www.filmweb.pl/film/Sk%C3%B3ra%2C+w+kt%C3%B3rej+%C5%BCyj%C4%99-2011-485620

Nie wiem, jak to możliwe, ale cudem jakimś trafiłam nań dopiero wczoraj.
Widziałam „Przelotnych kochanków” sprzed 2 lat – a „La Piel que habito” z 2011 umknął jakoś mojej uwadze, czy raczej wyszukiwarkom na kinomanie czy zalukaj.
Wczoraj podsunęło mi go cda, za co chwała bądź po wieki temu serwisowi i jego ustawieniom wyboru jakości, jeśli wiecie, o czym mówię 🙂
I dzięki cda spędziłam równe 2 godziny, do bladego świtu, nie mogąc odmówić sobie przyjemności oglądania kolejnych scen, kolejnych rozwijających się wątków – aż do finału.
Przyznaję, tajemnicy tożsamości Very domyśliłam się nieco wcześniej, niż odkrył to przed nami reżyser – ale to tylko dlatego, że taki puzzel doskonale pasował do niesamowitej układanki, jaką na naszych oczach składał, klocek po klocku.
Także dlatego, że nieobce mi są meandry surrealistycznych pomysłów, w jakie zapuszcza się jego wyobraźnia.
I oczywiście także dlatego – że jestem genialna 😉
A poważniej – „Skóra, w której żyję” to po prostu 300% Almodovara w Almodovarze, co zadziwia tym bardziej, że scenariusz powstał na podstawie powieści „Tarantula” Thierry’ego Jonqueta.
Ale i tak, jak podczas oglądania innych dzieł mistrza, miałam wrażenie, że oto zostaję wciągnięta w historię o kilkunastu wątkach, w których mnożą się szalone uczucia, dzikie emocje, ale głównie, jak to u boskiego Pedra w zwyczaju – głównym motywem i tematem jest miłość, ludzkie obsesje, zdrada, krzywda i zemsta.
Szczególnie to pierwsze i ostatnie.

las.jpg

zgarkiems.jpg

patrzyks.jpg

laborks.jpg

I jak zwykle mam wrażenie, że poplątane losy bohaterów, skomplikowane motywy ich działań, spiętrzenie niezwykłych okoliczności i niesamowitych przypadków sprawia, iż ocena tych działań nie może być jednoznaczna.
Żaden z bohaterów filmowych Almodovara nie jest całkowicie zły ani idealnie dobry, ponieważ wszyscy uwikłani są w tak porąbane relacje i przydarzają im się tak powalone sytuacje, stają wobec tak trudnych dylematów i dokonują z konieczności tak pokręconych wyborów, że wymykają się takim ocenom.
Nie podejmuję się opowiedzieć ani jednego wątku fabuły – kiedy się tego próbuje otrzymujemy maksymalnie zagęszczony „Klan” ze sporą domieszką „Dynastii” i „Sideł namiętności”.
Jednak, choć wątki, szczególnie kiedy je streszczasz – wydają się tandetne i zalatują sensacją jak z opowieści dla kucharek – ten genialny reżyser opowiada je w sposób elegancki i wyrafinowany.
Dzięki temu żadna ze scen czy dialog nie wydają się wulgarne, nawet pełne przemocy sceny seksu, tortur, śmierci, czy zabronionych eksperymentów medycznych.
Wszystko to, co w realnym świecie mogłoby się wydawać ordynarne i plugawe – pokazano nam w sposób wytworny i wysmakowany.
Z pewnością pomogła w takim odbiorze filmu cudowna, wręcz zjawiskowa muzyka Alberta Iglesiasa.

Więc choć w filmowych zajawkach nazywa się „Skórę” „najbardziej szokującym filmem” tego reżysera – to … no nie wiem, mnie to chyba trudno zszokować 🙂
No i skoro już jesteśmy przy szufladkach, to włożyłabym go do takiej z etykietkę „gotycki horror”, choć po głębszej analizie łatwo dostrzec w nim o wiele więcej znaczeń, odniesień i symboli, niż tak oczywiste.
Więc jak przyznałam we wstępie – oglądałam całość z wybałuszonymi gałami i o oderwaniu wzroku od monitora nie było mowy.
Co i Wam gorąco polecam.